Użytkownik
- Może i dobrze, ale co mogą komuś dać książki powtarzające wszystkim dobrze znane morałki? - znów przekrzywił głowę. Nie pojmował tego. Zawsze uważał, że takie podręczniki są dla osób niezdolnych do samodzielnego myślenia. A teraz kupował je jego mały braciszek.
- A jeśli dadzą, zacznie ignorować moje zaczepki.
Zauważył po chwili i zasępił się lekko. I nie będzie wrzeszczenia na siebie po nocach. Ani wyzywania się. Ani wkurzania tej małej, głupiutkiej istoty. Nic... On by tego nie wytrzymał.
- Ale chyba nie ma się puki co o co martwić.
On i tak nie wierzy w te książki!
Offline
Użytkownik
- Na przykład to, że przekona się iż jednak tępy nie jest i wie więcej niż zawarte jest w tych książkach? To rzecz psychiki, tak zwane dowartościowanie własnej osoby.
Wzruszył ramionami. Właściwie to nie miał pojęcia po co mu te książki, ale tak mu się wydawało. Chłopiec po prostu chciał się dowartościować albo coś podobnego.
- Pewnie pod tym względem nie masz się co martwić... Zresztą, pewnie aż taka diametralna zmiana to to nie będzie.
Spróbował go pocieszyć widząc jego zasępioną minkę.
Offline
Użytkownik
Cóż, przy braciszku, jakim był Nathan, to bardzo prawdopodobne. Bo kto, jak nie on dbał o to, by jego samoocena zbyt wysoka nie została? Nieświadomie oczywiście, ale jednak.
- Jakoś przeżyję. Jeśli nie zacznie zapuszczać włosów, nosić rzemyków, ciuchów od Dzieci Kwiatu i pierdolić o pokoju na świecie i miłości. - Tak. Byle tylko jego braciszek do końca nie zwariował. Wtedy co prawda miałby się z czego nabijać, ale jednak. Nie chciał go posyłać do psychiatryków.
Offline
Użytkownik
Rafael znów wybuchnął śmiechem.
- Tak źle to raczej nie będzie.
Pokręcił głową, ten to ma pomysły. Że niby dzieci kwiatu? Ta era chyba już dawno minęła , ale zawsze przecież może wrócić. Pokręcił głową na takie myśli, tego to on by nie chciał.
On doskonale zauważył, że Nat dba o to by samoocena Evena nie była zbyt wysoka, ale o tym wspominać nie zamierzał.
Offline
Użytkownik
Przytaknął jedynie. Przyjrzał się Rafaelowi dłużej. Co w nim może takiego być, że Nat tak lubi na niego patrzeć? Przechylił lekko głowę.
W tym czasie zaczął zastanawiać się nad posłaniem brata do jakiegoś psychologa. W końcu, skoro ma już te książki, a chce coś robić. Westchnął. Będzie musiał go zapytać. Choć sam trochę bał się tej zmiany. Może to egoistyczne, ale bał się, że Evan dorośnie i się wyprowadzi. A on zostanie sam.
Choć jeśli ma czuć się lepiej... przecież nie może stać mu na drodze.
- Oby. Ty masz jakąś rodzinę?
Offline
Użytkownik
- Poza "ojcem"? Nie nie mam takiej rodziny jak ty.
Odpowiedział. Ostatni członkowie jego rodu zmarli setki lat temu. Tylko on z rodziny został przemieniony, i to na własne życzenie. Chodź i tak od ojca usłyszał bardzo okrojoną wersję tego co robił za życia. Ale to jakoś go nigdy nie interesowało i nigdy nie żałował sojej młodocianej decyzji. Chociaż w tamtych czasach to już był uznawany za podstarzałego wiecznego kawalera.
Offline
Użytkownik
Przeciągnął się, zerkając w stronę okna. Robił się senny, bo było jasnym sygnałem, że za niedługo świt.
Kiedy usłyszał odpowiedź, znów dojrzał na Rafaela. On sam nie wyobrażał sobie tylu lat samotności. Potrzebował kogoś. Kogokolwiek. Jeśli nie miałby bliskiej osoby przy sobie, zwariowałby w końcu, albo popadł w jakiś cholerny dół.
- Jak można tyle wytrzymać samotnie?
Offline
Użytkownik
- Jakoś daje radę.
Wzruszył ramionami. Jakoś nigdy się nie zastanawiał nad tym czy jest samotny czy nie.
- Zresztą, do samotności można się przyzwyczaić, gdy jest się wystarczająco długo samemu.
westchnął cicho, chodź dzieciak w środku niego się zawsze buntował przed samotnością.
Offline
Użytkownik
- Albo zwariować.
Mruknął cicho. Oczka mu się kleiły, ale z jakichś powodów, nie chciał sobie jeszcze iść. Miał tylko nadzieję, że ktoś zasłoni rolety, zanim słońce wyjdzie. Nie miał ochoty się spalić...
Offline
Użytkownik
Spokojnie wstał i zasłonił zasłony. Sam nie miał zamiaru się podpalić, z powodu ich nie zasłonięcia.
- Jak chcesz możesz tu zostać. Mam gościnną sypialnie. Ale nie wiem czy ci się spodoba.
Zaproponował cicho odwracając się w jego stronę.
Niedługo wzejdzie słońce a w tedy to go na pewno do domu nie puści bo by mu się spalił.
Offline
Użytkownik
- Chętnie.
Mruknął, podnosząc się. W jednej chwili zrobił się strasznie ospały. Miałoby mu się coś tutaj nie podobać? Ten dom był obłędny. Wielki, piękny, to było chyba wszystko, co tylko może w domu być. Oparł się na chwilę o Rafaela i jeszcze kilka sekund, a tak by usnął. Uchylił lekko oczka.
- To gdzie mam iść?
Offline
Użytkownik
- Chodź zaprowadzę cię.
Objął go ramieniem i poprowadził. W innym przypadku chłopak by mu pewnie tam na prawdę zasną, a wtedy musiał by go nosić. Choć nie miał nic przeciwko temu.
Przyjemnie było by go tam zanieść, ale zostawić później znacznie gorzej.
Spokojnym krokiem nie wypuszczając go z ramion, zaprowadził go do wyżej wymienionego pokoju.
[zt]
Ostatnio edytowany przez Rafael (2010-07-24 12:49:18)
Offline